Przypowieść wigilijna

przez Alicja Olkowska

O przyjaźni i o wrogości. O lojalności i o zdradzie. O dobroci i o okrucieństwie. O miłości i o nienawiści.

O psach i o ludziach.

 

Na początku była ciemność.

Ciemność, zimno i głód, które ustawały tylko przy miłej, miękkiej kuli futra, do której go ciągnęło. Przy jej puchu mógł się ogrzewać, a jej ciepły, wodnisty pokarm dawał sytość. Czasem przeszkadzały mu majtające się obok kule, które odruchowo odpychał swoimi łapkami.

 

Tak mijały pierwsze tygodnie. Po pewnym czasie, gdy zaczął już dobrze widzieć, dowiedział się, że ta bezpieczna, miękka przystań to jego matka, a małe, niesforne kule obok to jego rodzeństwo. Mieszkali w twardym, niedużym pudełku z zimnymi, podłużnymi ściankami, zza których było widać, co się dzieje na zewnątrz.

 

Oprócz matki oraz gromadki braci i sióstr byli też ludzie – duże, dwunożne stworzenia, które przewijały się przed ich Klatką – jak nazywali ich pudełko. Czasem jedna z tych istot otwierała Klatkę i stawiała coś okrągłego z czymś niebywale pachnącym w środku. Mama zawsze warczała, gdy jeden z tych osobników zbliżał się do ich Klatki, i przyciągała swoje szczeniaki do siebie, ale on akurat nie chciał chować się przed tymi istotami. Coś go do nich ciągnęło, tak jak ciągnęło do brzucha matki i do jej ciepłego futra. Parę razy próbował zbliżyć się do nich, gdy zaglądali do Klatki, ale oni nigdy się nim nie zainteresowali.

 

Po pewnym czasie Klatka zaczęła robić się mała. Wcześniej przestrzeń wystarczyła dla jego matki i zabaw z rodzeństwem, ale nagle zrobiło się mniej miejsca i już nie tak łatwo było choćby się poruszać. W tym czasie też ludzie zaczęli przychodzić i co jakiś czas zabierali gdzieś któreś z jego rodzeństwa. Mama za każdym razem warczała i próbowała ugryźć któregoś z ludzi, ale on nie podzielał jej zachowania. Był bardzo ciekawy, gdzie też wędrują jego bracia i siostry, i on też pragnął pójść z tymi intrygującymi istotami.

 

Nareszcie nadeszła jego kolej. Pewnego dnia jeden z ludzi podszedł do ich klatki, wyjął właśnie jego i poszedł z zaciekawionym nim do kolejnego pomieszczenia, gdzie czekało dwoje kolejnych ludzi. Zaczęli we trójkę coś do siebie mówić, a tymczasem on obwąchiwał nowe miejsce, w którym się znalazł. Jeszcze nigdy nie był poza klatką, a ten nowy świat bardzo go interesował. Po chwili ludzie zaczęli wymieniać się jakimiś papierami, a jedna z nowych istot podniosła go i wsadziła do kolejnej klatki. Trochę posmętniał, nie chciał wracać do Klatki, chciał poznać nowe miejsce, w które go przyniesiono. Na dodatek nowa klatka była bardzo ciemna i niewygodna.

 

Zanieśli go do dużego, błyszczącego pudła, które po chwili zaczęło wydawać głośne i straszne dźwięki. Przerażony, schował się w róg klatki i czekał, aż ów hałas ustanie.

 

Po niemal wieczności kołysania w rytm hałasu w końcu dźwięk ustał. Nowi ludzie wyciągęli go z pudła i zanieśli do nowego, pełnego wszelkich cudownych zapachów budynku. Gdy weszli, uderzył go cudowny aromat czegoś pysznego, ale ludzie zamiast kierować się do źródła tegoż zapachu, poszli w drugą stronę i weszli z nim do ciemnego, okropnie pachnącego pomieszczenia, gdzie dopiero go wypuścili. Zaciekawiony, podszedł do ludzi i próbował się z nimi przywitać, ale oni wyszli i zamknęli go w ciemności. Nie podobało mu się to, wolał wrócić do tego pięknie pachnącego miejsca, więc zaczął skomleć i szczekać. Nikt się nie pojawiał, więc postanowił poznać nowe otoczenie.

 

Mijał czas, a ludzie nie chcieli się pojawiać. Smutny, próbował dalej dawać o sobie znać, szczekając, aż w końcu do ciemnego pokoju wszedł jeden z ludzi, który go tu przyniósł, i dał mu miskę pełną czegoś bardzo podobnego do tego, które dostawała jego mama w Klatce. Nigdy tego nie próbował, ale smakowało całkiem znośnie.

 

Tak toczyły się kolejne dni. Zaczynał już myśleć, że tu będzie to co w Klatce, czyli co jakiś czas będzie dostawał jedzenie, a tak tylko będzie siedział tutaj sam. Przestał już szczekać, wiedział, że nic to nie daje.

 

W końcu, któregoś dnia, przyszli bez jedzenia, zamiast tego z dużym pojemnikiem. Szczęśliwy, że może zabiorą go z tego okropnego miejsca, wesoło podbiegł do nich, merdając ogonem, ale oni go nie wynieśli, tylko włożyli do pudła. Był zdezorientowany, nie wiedział, gdzie znowu go przenoszą. Zaczął skomleć, i któryś z ludzi niosących go uderzył w bok pudła i go wystraszył. Gdy poczuł, że przestano go nieść, próbował wydostać się z pudełka, ale na próżno. Po chwili siedzenia w ciemnościach usłyszał jakieś piski i dźwięki dochodzące z zewnątrz pudełka. Nagle z góry pojawiło się światło, po chwili zasłonięte przez głowę kolejnego człowieka, tym razem mniejszego. Wyjął go on z pudełka i, straszliwie piszcząc, przytulił do siebie.

 

Przestraszył się głośnego pisku, ale przytulenie z nową istotą dało mu poczucie bezpieczeństwa, takie jak u mamy, więc nie wyrwał się. Po chwili mały człowiek dał go drugiemu, większemu człowiekowi, który podrapał go po głowie i położył na ziemi. Zaciekawiony nowym terytorium, począł je obwąchiwać. Świetnie pachniało, ale najbardziej zainteresował się dużym, zielonym, świecącym czymś w roku pomieszczenia, z którego zwisały mniej interesujące, błyszczące kule. Nie miał jednak okazji im się przyjrzeć, gdyż jeden z mniejszych ludzi znowu wziął go na ręce i zaczął przytulać, mocniej niż wcześniej, co było bolesne.

 

Po kilku dniach przyzwyczaił się do nowego miejsca. Mieszkało w nim czterech ludzi – jak się dowiedział, dwoje dorosłych i dwoje dzieci. Mniejsze dziecko ciągłe piszczało albo krzyczało, a także co chwilę brało na ręce i przytulało. On wolał to starsze – nie było takie głośne, i przyjemnie głaskało po głowie.

 

Uwielbiał bawić się z dziećmi. Ciągle się ganiali, rzucali mu piłki albo dawali przepyszne gryzaki. Oprócz hałasu, które często robili, kochał spędzać z nimi czas.

A najbardziej lubił spacery. Wyjścia na zewnątrz, gdzie mógł wąchać do woli, i zapoznawać się z innymi psami, i załatwiać potrzeby, i biegać po lesie i łące, ganiając ptaki i wiewiórki. Mimo że tęsknił czasem za mamą i rodzeństwem, kochał swoje nowe życie, gdzie nie był ciągle zamknięty w ciasnej Klatce.

 

Z czasem jego futro zaczęło rosnąć i stawać się bardziej szorstkie – on sam też urósł, był już wyższy od mniejszego dziecka, które jednak coraz mniej go przytulało. Starsze zaś coraz więcej czasu spędzało przed dużym, czarnym, błyskającym przedmiotem, które wydawało różne, dziwne dźwięki. Gdy tak starszy siedział przed nim, nawet przyniesienie piłki i szczekanie nie dawało tak potrzebnej mu uwagi ze strony małego człowieka. Młodsze też po jakimś czasie zainteresowało się błyszczącym przedmiotem i całkowicie zaczęło go ignorować.

 

Z powodu braku zainteresowania ze strony młodszych, pewnego dnia postanowił pobawić się z dorosłymi ludźmi, jednak oni też ciągle patrzyli się w dwie mniejsze, świecące wersje przedmiotu z dużego pokoju. Nagle poczuł, że musi iść za potrzebą. Zawsze załatwiał się podczas spacerów na zewnątrz z dziećmi, ale od dłuższego czasu nikt go nie zabrał na upragnione wyjście. Podbiegł do dzieci i zaczął szczekać, ale te zbyły go krzykiem. Nie mogąc wytrzymać, załatwił się pod siebie. W tym momencie przyszli dorośli i, widząc plamę na podłodze, zaczęli krzyczeć na niego i go zbili. Nie wiedząc, co zrobił źle, schował się pod szafką, i nie wychodził, dopóki nie przestano krzyczeć.

 

W kolejnych dniach także nikt nie był zainteresowany wyjściem. Z braku innej możliwości załatwiał się pod siebie, co zawsze skutkowało złością ze strony ludzi. Co jakiś czas dorośli krzyczeli nie tylko na niego, ale także na dzieci, które także wtedy krzyczały. Bardzo nie lubił tych momentów.

 

Pewnego dnia, gdy zamiast na podłogę, załatwił potrzebę na miękkim, dużym przedmiocie, na którym zawsze dorośli kładli się w nocy, jeden z dorosłych zdenerwował się bardziej niż zwykle. Wepchnął go do klatki, w której kilka miesięcy wcześniej został w tu przywieziony, po czym znowu wsadził do wielkiego, hałaśliwego pudła. Gdy zaczęło nim bujać i rozległ się głośny hałas, nie był już taki przestraszony jak za pierwszym razem, ale zaciekawiony, gdzie znowu zostanie zabrany. Po jakimś czasie hałas ustał, a on próbował wyjrzeć z klatki na zewnątrz, co też będzie się działo. Człowiek wyjął go z klatki, postawił na ziemi i przypiął smycz.

 

Zaczął się rozglądać – byli w lesie, podobnym do tego, do którego chodził z dziećmi na spacery. Szczęśliwy, że nareszcie czeka go spacer, zaczął iść w stronę najbliższej ścieżki. Człowiek jednak pociągnął go z powrotem, podchodząc do jednego z drzew przy skraju drogi. Zaczął coś majstrować przy drzewie, po czym odszedł od niego i skierował się do dużego pudła. On, zdezorientowany, czemu spacer tak szybko się skończył, chciał pobiec za człowiekiem, ale coś go przytrzymało. Odwrócił się i zobaczył, że smycz jest obwinięta wokół drzewa. W tym momencie pudło z człowiekiem w środku zawróciło i zaczęło odjeżdżać. Zaczął przeraźliwie szczekać. Szczekał nawet, gdy pudło zniknęło mu z pola widzenia.

 

Postanowił usiąść i czekać, aż pudło i człowiek wrócą. Długo siedział pod drzewem, aż nagle usłyszał turkot wydawany przez pudło. Zerwał się na równe nogi i zaczął szczekać, szczęśliwy, że człowiek po niego wrócił, jednak pudło tylko przejechało obok i się nie zatrzymało. Zawiedziony, czekał na przyjazd kolejnego pudła. Jednak i to się przy nim nie zatrzymało. Żadne się nie zatrzymało.

 

Jednak on stał i czekał cierpliwie. Czekał, aż jego ludzie po niego przyjadą, zabiorą go do domu. I będą znowu razem ganiać za piłką. I szarpać się. I gryźć gryzaki.

Stał i czekał. Dzień, i noc, i kolejny dzień.

 

Bo przecież przyjaciół się nie zostawia.

 

 

Prawda?

Skomentuj